Długo marzyła mi się własnoręcznie uszyta kołderka... Ale jakoś do tej pory miałam obawy, czy potrafię :) Ale nie ma szans przekonać się, dopóki człowiek nie spróbuje, nie? A ponieważ lekarz pozwolił mi się już trochę ruszać - postanowiłam wziąć się do roboty i zrobić kołderkę dla Zosi :) Hafciki robiły się w czasie mojego leżenia, projekt powstał prościutki, żeby sobie na samym początku nie utrudniać za bardzo ;), pozszywało mi się wszystko wyjątkowo szybko i ... udało się, skończyłam jeszcze przed urodzeniem Zosieńki :)
Jest kilka spraw, nad którymi muszę popracować, ale generalnie - jestem bardzo z niej zadowolona :) I jak czas pozwoli - kto wie, czy nie pomogę w szyciu kołderek
"Za jeden uśmiech", do wyszywania zawsze tyle jest chętnych, do szycia już mniej, hehe :)
Najbardziej obawiałam się pikowania, a raczej tego, czy poradzi sobie z tyloma warstwami moja maszyna (ocieplinę dałam dość grubą). Okazało się, ze poradziła sobie świetnie. Następnym razem spróbuję bardziej skomplikowanego wzoru, tym razem to tylko po szwach i fala na brzegach.
A najbardziej podoba mi się krateczka na pleckach - w ostatniej chwili trafiłam na ten materiał, a miałam już naszykowany inny, a tamten nie wyglądałby tak fajnie :)



Trzymajcie proszę kciuki, bo czuję, że to już naprawdę blisko...
Pozdrawiam serdecznie :)*****